wtorek, 8 stycznia 2013

Prezent pod choinkę – zrób to sam

Pamiętacie czasy naszego dzieciństwa, kiedy to rysowaliśmy laurki dla mamy, babci czy cioci?
Mi nasuwa się malusieńki kocyk utkany z włóczki, którą znalazłam u mamy w szafie. Tata dał mi deskę, sznurek i gwoździki i pomógł zrobić kanwę. Wbijałam te gwoździki w deskę w dwóch rządkach, a później na przemian przeciągałam sznurek pomiędzy nimi. Na końcu zostało przepleść kawałki włóczki , ściągnąć sznurek z gwoździków i rękodzieło gotowe . A jak się ciocia ucieszyła, zakładkę do książki sobie z kocyka zrobiła .
Czasy się zmieniły i teraz zamiast wymyślić coś oryginalnego, po prostu biegniemy do centrum handlowego albo do hipermarketu i wydajemy majątek na gotowe prezenty: zabawki, ciuszki, kosmetyki i inne różności, które można zwrócić lub wymienić jeśli się nie spodobają.
Mnie w tym roku coś napadło żeby zrobić coś samemu, a pomógł mi przypadek i moje dzieci.
Ponieważ obie niunie złapały ospę wietrzną, musiałam siedzieć z nimi w domu blisko miesiąc i nie miałam czasu chodzić po sklepach nawet po to żeby się rozejrzeć, co jest fajnego. Dlatego po prostu zapytałam siostrzeńca, co by chciał dostać pod choinkę (młody już się w szkole zdążył dowiedzieć prawdy o Św. Mikołaju). Miało mi to ułatwić sprawę bo poszliśmy potem do tego jednego konkretnego sklepu i kupiliśmy takie LEGO jakie chciał. Na to tatuś chłopca zaczął się dopytywać co on dostanie? Niedawno skończyłam czapkę na drutach dla mojej księżniczki i planowałam szalik dla męża, no to palnęłam że szalik. A szwagier na to, że fajnie, bo on chce coś ciepłego na narty i żeby miało 3 kolory pasujące do kurtki itd…
No i okazało się że nie znalazłam takiego w sklepie. Ale od czego jest pasmanteria? Grube druty mam, włóczkę się dobrało taką żeby szybko przybywało roboty i dziergamy . Nawet szybko poszło, 3 wieczorki przy serialu i szalik gotowy . I tu powstał problem, no bo szwagierce też wypada coś dać. No to poszłam za ciosem: śliczne bordo z pasmanterii (ponoć modne w tym sezonie) i kolejne 3 wieczory i wydziergałam super komin angielskim ściegiem a nawet na parę rękawiczek bez palców zostało włóczki. Tylko, że te rękawiczki spodobały się mojej teściowej…i kolejne 2 godziny i drugi komplet gotowy. W międzyczasie kupiłam sobie taką soczystą zieleń na komin dla siebie, żeby mi do kurtki narciarskiej pasował. Ale znowu pomyślałam: teściowa dostanie rękawiczki a teść? I tu poszłam na łatwiznę: kupiłam kilka motków czarnej włóczki i zrobiłam 2 identyczne eleganckie szaliki. Z resztek po tych wszystkich robótkach zrobiłam na cienkich drutach takie cieplutkie skarpetki po same kolana dla dzidziusia na zimę, żeby miała coś zamiast butów. I tak skończył mi się adwent.
Pod choinką czekały ciepłe prezenty dla wszystkich. I miałam wielką satysfakcję że zrobiłam je sama i dlatego będą niepowtarzalne. I podobały się  bo panowie nie zdejmowali swoich szalików przez cały wieczór.
Pytacie co z moim zielonym kominem? No więc nie znalazł się pod choinką. Ponieważ przed samymi świętami dziewczynki znowu się pochorowały (osłabienie odporności po ospie wietrznej jest straszne) a do tego jeszcze robiłam przedświąteczne porządki, czasu nie zostało mi wcale. Tuż przed wigilią zdołałam coś tam nadziergać ale brakło mi koloru. W pasmanterii też się skończył ale pani obiecała dostawę po świętach. No i mamy styczeń a włóczki nie ma.
Dlatego jeśli macie zrobić coś samemu, zacznijcie odpowiednio wcześniej bo nigdy nie wiadomo czy szał twórczy wami nie zawładnie. A materiału kupcie sobie więcej niż potrzeba bo nigdy nie wiadomo czy nie braknie właśnie w ostatniej chwili, a resztki zawsze przydadzą się innym razem 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz